Ile dałbym by zapomnieć... o hipokryzji w polskim rapie?
Dziś
zajmiemy się zjawiskiem, które coraz częściej można zaobserwować
na polskiej rap scenie. Chodzi oczywiście o hipokryzję, ale
dotyczącą nie tylko muzyków, lecz także słuchaczy. W
tym celu przeniesiemy się na chwilę do 2003 roku. To właśnie w
listopadzie tego roku wydany zostaje debiutancki album założonego w
1998 roku zespołu Jeden Osiem L. Wideoteka,
bo taki tytuł nosi ta płyta bardzo szybko zyskała na popularności
(dotarła do pierwszego miejsca polskiej listy przebojów OliS, a po
niecałych dziesięciu miesiącach uzyskała status złotej płyty).
Najbardziej znanym singlem z tej płyty jest piosenka „Jak zapomnieć”, do której został nagrany również teledysk. Krążek
pomimo tego, że spotkał się z ciepłym przyjęciem większości
odbiorców był też bardzo mocno krytykowany przez środowisko
hip-hopowe. Zespołowi 18L, jak również kilku innym zaliczanym
przez wielu do nurtu o nazwie hip-hopolo (rap odchodzący tematyką
utworów od tak zwanego „podziemia” lub też rapu ulicznego;
utwory tego typu często były puszczane przez rozgłośnie radiowe i
muzyczne stacje telewizyjne) zarzucano przede wszystkim spłycenie
przekazu tekstów i komercjalizacje. Faktem jest, że zespół Jeden
Osiem L nigdy nie był przedstawicielem rapu ulicznego. Jednak wiele
opinii na temat ich debiutanckiego krążka (któremu zresztą
spośród wszystkich albumów zespołu było najbliżej do
hip-hopowej konwencji) powstało w zasadzie tylko po przesłuchaniu
piosenki „Jak zapomnieć”. Dla środowiska samo to, że utwór
hip-hopowy jest puszczany zarówno w radiu, jak i telewizji było
wystarczającym pretekstem do zaszufladkowania i skreślenia nie
tylko albumu, ale też i zespołu. Wielu z krytykujących wydawało
swoje opinie nie przesłuchawszy nawet całej płyty. Pomimo tego,
że wspomniany już utwór opowiada o miłości, co przyczyniło się
do jego popularności, to ciężko jest stwierdzić, że cała
Wideoteka jest płytka.
Na albumie oprócz wspomnianej miłości poruszane są między innymi
takie kwestie jak przyjaźń, stosunek do pieniądza i relacji
międzyludzkich, pochodzenie i patriotyzm. Również pod względem
samej muzyki i wokalu krążek nie odbiega od standardów znanych z
rapu. Przy okazji warstwy muzycznej płyty warto wspomnieć też, że
zespołowi zarzucano wykorzystanie w piosenkach sampli pochodzących
z utworów innych, zagranicznych muzyków (na przykład w „Jak
zapomnieć” raperzy wykorzystali sample z piosenki „Overcome”
grupy Live). Jednak pod ostrze krytyki oprócz 18L w tamtych czasach
dostało się wiele innych zespołów i raperów.
Podobny
los spotkał także Trzeci Wymiar za piosenkę „Dla mnie masz stajla”. Jak czas pokazał 3W jest obecnie jednym z najbardziej
szanowanych zespołów hip-hopwych w Polsce i choć de facto już nie
istnieje, to jego piosenki, w tym wspomniana wyżej nadal cieszą się
dużą popularnością. Wśród najbardziej krytykujących nurt
hip-hopolo znaleźli się między innymi Jacek „Tede” Graniecki,
Ryszard „Peja” Andrzejewski, zespół Pokahontaz oraz zespół
Firma. I choć tych raperów było znacznie więcej, to po latach
obecność w tym gronie wyżej wymienionych wygląda dosyć ciekawie.
Otóż część z tych raperów obecnie żyje nie tylko z rapu. Ich
obecne działania przeczą temu na czym opierał się rap już wtedy,
gdy oni go tworzyli. Niejednokrotnie zaprzeczają też swoim własnym
słowom i własnym wartością, którymi się niegdyś kierowali.
Raper w latach dziewięćdziesiątych oraz dwutysięcznych
utożsamiany był z wiarygodnością, często problemami z prawem i
policją i trzymaniem się z dala od komercyjnych mainstreamowych
mediów. Tymczasem wymienieni krytycy hip-hopolo w swojej karierze
poświęcili się nie tylko muzyce. Dla przykładu Tede oprócz
bogatej dyskografii może pochwalić się prowadzeniem programów
telewizyjnych (między innymi „Operacja Tuning” w TVN Turbo,
występami w serialach (nawet w roli policjanta), filmach i tak
dalej. Peja, który w utworze „Być nie mieć” rapował: „Chociaż
kwiczę i leżę to chałtury się nie chwycę” i dalej „Kocham
muzę nie banknot”, a oprócz tego był naczelnym krytykiem
telewizyjnej kariery Granieckiego, sam wystąpił w programie
Agent-Gwiazdy emitowanym na antenie TVN. Fokus (Wojciech Alszer)
członek zespołu Pokahontaz kilka lat po nagraniu piosenki „Za szybcy się wściekli” krytykującej hip-hopolowców, nagrał
piosenkę z wokalistką muzyki pop Dodą („Fuck it”), za co
oczywiście też został skrytykowany przez środowisko. I wreszcie
Popek (Paweł Mikołajuw), jeden z członków Firmy obecnie zamiast
rapem zajmuje się uprawianiem mieszanych sztuk walki (jest
zawodnikiem federacji KSW, jego walki budzą bardzo duże
zainteresowanie publiczności, choć sam Mikołajuw prowadzi mało
sportowy tryb życia, a toczone przez niego pojedynki częściej
przypominają zaaranżowane przedstawienie z wcześniej ustalonym
wynikiem, niż rywalizacje sportową), a ostatnio również występami
w programie „Taniec z gwiazdami”.
Jednak
hipokryzja w polskim rapie nie dotyczy tylko pierwszych lat XXI wieku
i początków hip-hopolo. Przykładem tego może być Paluch (Łukasz
Paluszak). W utworze „Biohazard” z jego ostatniej płyty Złota
owca Paluch rapuje: „Pamiętam
w rapie szambo wybiło pare lat temu. Wtedy też dla hajsu kurwa
z Verby robili raperów” Choć ciężko się z nim nie zgodzić i
należy otwarcie przyznać, że Verba ma mało wspólnego z rapem
(nawet mniej niż 18L), a sam Paluch jest obecnie jednym z
najlepszych i chyba najbardziej wiarygodnych raperów na polskiej
scenie, to warto zaznaczyć, że niektóre piosenki Paluszaka między
innymi „List w butelce” pochodzący z tego samego albumu coraz
bardziej brną w kierunku hip-hopolo, oddalając się jednocześnie
od „prawdziwego rapu” i niestety coraz bardziej przypominając
piosenki Verby.
Z
kolei przykładem hipokryzji wśród słuchaczy jest wydana niedawno
płyta Soma 0.5 mg
oraz dodatek do tej płyty Soma 0.25 mg. Album
jest wynikiem współpracy Quebonafide (Kuba Grabowski) i Taco
Hemingwaya (Filip Szcześniak). Krążek duetu znanego pod nazwą
Taconafide jest bardzo popularny, piosenki z niej pochodzące mają
wielomilionową oglądalność w serwisie YouTube (na przykład utwór
„Tamagotchi” w półtora miesiąca został wyświetlony ponad 35
milionów razy), a bilety na koncerty zespołu rozchodziły się w
błyskawicznym tempie. Jednak po przesłuchaniu tej płyty nie sposób
nie zadać sobie pytania czy to ciągle jest rap. Już pomijając to,
że Taco Hemingway nawet nie wygląda jak typowy raper, a raczej jak
artysta popowy, to również samą płytę ciężko nazwać rapem.
Bliżej jej raczej do hip-hopolo. Teksty piosenek może nie są
banalne i z pewnością maja bardziej lub mniej ukryty sens, co
zresztą charakteryzuje utwory Quebonafide, jednak jest wiele cech
pozwalających uznać krążek za pewien rodzaj hip-hopolo. Otóż w
tekstach pojawia się dużo motywów miłosnych, w szczególności
mówiących o niedawnym rozstaniu Grabowskiego ze swoją partnerką.
Dodatkowo w wielu utworach przejawia się temat pieniędzy. Raperzy
tworząc album zapewne wiedzieli, że przyniesie duże zyski i z
pewnością też to był ich cel. Nie ma w tym nic złego, jednak
zbyt częste wspominanie o swoim stanie konta też nie jest zbyt mile
widziane. Jakby tego było mało to zaprosili oni do współpracy
między innymi muzyka popowego Dawida Podsiadło. Niezależnie od
tego na jakim poziomie pod względem muzycznym jest wokalista i od
tego, że w przeszłości pracował on także z Wojciechem Sosnowskim
(Sokół), to jednak jego obecność sprawiła, że jeszcze trudniej
jest mówić o tej płycie jako o albumie stricte
hip-hopowym. Kolejną sprawą jest to, że na krążku raperzy bardzo
wspomagali się autotune'm. Szczególnie refreny są w większości
śpiewane. Raperzy generalnie śpiewać raczej nie umieją co zmusza
ich do wspomagania się zdobyczami techniki. I choć nie jest to
żadną nowością i niekiedy jego zastosowanie daje naprawdę dobre
efekty, to w oczach wielu na płycie Taconafide jest tego tak dużo,
że niektóre piosenki sprawiają wrażenia sztucznych,
„plastikowych”. Całości obrazu krążka dopełnia fakt, że bit
do utworu „Kryptowaluty” został zaczerpnięty z piosenki „Litty”
Meek Milla i Tory Laneza. Po przeanalizowaniu płyty nie sposób nie
odnieść wrażenia, że mamy do czynienia ze współczesną wersją
Wideoteki zespołu
Jeden Osiem L. W zasadzie wszystko to za co była krytykowana tamta
płyta można znaleźć na tej duetu Taconafide. Są teksty o miłości
(często nawet mdłe), widać, że celem (bądź jednym z celów)
stworzenia tej płyty była chęć zarobienia naprawdę dużych
pieniędzy, jest użycie autotune (co miało miejsce także w
przypadku 18L), jest korzystanie z sampli pochodzących autorstwa
innych muzyków, wreszcie piosenka „Tamagotchi” podobnie jak
utwór „Jak zapomnieć” jest emitowana w radiu i telewizji. Tym
co odróżnia te płyty jest obecność Dawida Podsiadło (co akurat
z punktu widzenia środowiska hip-hopowego nie jest zaletą) oraz
fakt, że zarówno Taco jak i Quebo mogą pochwalić się pewnym
dorobkiem na rap scenie. Zespół Jeden Osiem L po wydaniu
debiutanckiej płyty nagrał jeszcze kilka albumów, jednak coraz
mniej one miały wspólnego z rapem. Przeciwnicy tego typu narracji
zapewne powiedzą, że rap się rozwija, że to jest tak zwany
newschool, że to jest naturalna kolej rzeczy, że nazywanie raperów,
którzy teraz inaczej kierują swoją karierą (na przykład Tede,
Peja) hipokrytami jest błędne, ponieważ życie rapera nie jest
długie i trzeba się zabezpieczyć finansowo na przyszłość.
Jednak ci sami ludzie potrafili krytykować 18L, Trzeci Wymiar i
innych, często nawet nie znając całej płyty, na temat której się
wypowiadają, ulegając opiniom niektórych raperów, bo tak jest
modnie. Zastanawiające jest to , że wiele osób które kiedyś
krytykowały hip-hopolo za pewne rzeczy, dzisiaj te same rzeczy jak
na przykład w przypadku Taconafide nazywają rozwojem, chęcią
zabezpieczenia swojej przyszłości, wartością muzyczną.
Można
też oczywiście powiedzieć, że pewnym raperom coś wypada, a innym
nie ze względu na swoje osiągnięcia, że dla przykładu Paluch
jest artystą z takim dorobkiem, że teraz może się bawić muzyką
i nagrywać „List w butelce”. W takim razie dlaczego nie może
tego robić Fokus, który jest jednym z ważniejszych przedstawicieli
rapu w Polsce nagrywając piosenki z Dodą?
Reasumując,
rap w Polsce coraz bardziej traci na swojej wiarygodności. Nie
chodzi tu tylko o to kto z kim nagrywa, ale łatwo też zauważyć,
że po upływie pewnego czasu, wydawałoby się szczerzy muzycy
wyrzekli się swoich zasad. Można to nazywać rozwojem, jednak
rozwój nie zawsze przebiega w dobrą stronę i w przypadku części
polskiej rap sceny tak niestety jest. Rap zaczyna gubić swoje
fundamentalne wartości. Mowa tu nie tylko o muzykach, ale może
przede wszystkim o słuchaczach, którzy kierowani nowymi trendami
zaczynają mieć inne,chyba niestety mniejsze (pod względem
światopoglądowym również) wymagania.
Komentarze
Prześlij komentarz